Wydarzenia

Do kina Zdrowie choroszczanie chodzili na randki

Zdzisław Konopko, kinooperator nieistniejącego od 1981 r. kina w Choroszczy, opowiada o swojej pracy, filmowych hitach i o  tym, dlaczego widzowie czasem na niego buczeli.

Jak to się stało, że zaczął Pan pracować w kinie Zdrowie?

Zaczęło się od pana Suchara. W latach 50. montował on tu tak zwane toczki, czyli głośniki radiowęzłowe, między innymi  w tutejszym szpitalu. Przy okazji wyświetlał tu też filmy – wtedy odbywało się to jeszcze na przenośnym projektorze. Kino z prawdziwego zdarzenia zaczęto budować w roku 1959, a oddano je do użytku już rok później. Ja wtedy wróciłem właśnie z wojska, miałem 21 lat i szukałem pracy. Udało mi się dostać do Centrali Wynajmu Filmów w Białymstoku, która mieściła się przy ulicy Hetmańskiej. A że mieszkam od zawsze w Choroszczy, to po powstaniu kina Zdrowie zacząłem też na część etatu w nim pracować.

Jak wyglądała praca w Zdrowiu?

Wyświetlaliśmy filmy cztery razy w tygodniu: we wtorki, środy, soboty i niedziele. Dodatkowo w niedziele puszczaliśmy też filmy dla pacjentów szpitala. Bilet w początkowych latach kosztował jakieś dwa, cztery złote. Ani tanio, ani drogo, ale raczej nie stać było ludzi, żeby przychodzić do kina kilka razy w miesiącu. W Zdrowiu pracowały cztery osoby: ja jako operator, do tego bileter, kasjer oraz kierownik. Kierownikiem kina na początku była pani Basia Malanowska, potem pani Irena Chludzińska, pani Janeczka Maliszewska, a na końcu pani Ewa Jaszczołt.

Dzięki Pana pracy w Centrali Wynajmu Filmów mieszkańcy Choroszczy mogli oglądać najlepsze filmy.

Tak. W Białymstoku wtedy było sporo kin: główne to oczywiście Pokój, Syrena i Ton, ale do tego istniały kina osiedlowe, na przykład kino Sklejki na Dojlidach czy Spotkanie na Nowym Mieście. Zawsze jako pierwsze filmy dostawało kino Pokój, potem te tytuły wysyłało się do Ełku, Łomży czy Suwałk. Więc jeśli akurat film wrócił, dajmy na to, z kina Pokój, a miał być wysłany dopiero za kilka dni do innego miasta, to czasem ja swoim samochodem, a czasem szpital przywoziliśmy tę kopię do nas, do Choroszczy.

Ile osób mieściło się w choroskiej sali i ile średnio uczestniczyło w seansie?

Kino mieściło około 150 osób i bardzo często sala była pełna, ba, sam czasem dostawiałem ławeczki! Hitem na przykład była trylogia „Sami swoi” czy „Pan Wołodyjowski”. Ale pamiętam, że grało się też seanse nawet dla dwóch osób. Do tego dawaliśmy pokazy z okazji jakichś uroczystości, przykładowo Dni Choroszczy, albo wyświetlaliśmy polskie animacje dla dzieciaków przy okazji choinek.

Filmy się z reguły podobały, ale widownia czasem gwizdała. Dlaczego?

(śmiech) Widownia gwizdała i tupała w sytuacji, kiedy od czasu do czasu pękła taśma filmowa i musiałem ją pociągnąć i na nowo założyć – a to oczywiście trwało! Niedługo, jakieś dwie, trzy minuty, ale wystarczająco, żeby widzowie się mocno irytowali. A ja denerwowałam się wtedy jeszcze mocniej!

Czasem też zdarzały się w kinie burdy…

Tak, pamiętam kilka sytuacji, kiedy trzeba było wezwać milicję, bo widzowie się ze sobą kłócili, popychali się, a nawet bili! Milicjanci się nie patyczkowali: często wywozili takich delikwentów gdzieś za Ruszczany i tam częstowali kilkoma pałkami po plecach, bo wiadomo, że w komunie tego typu awanturowanie się nie uchodziło na sucho. Ale to były rzadkie sytuacje. Większość starszych mieszkańców Choroszczy wspomina pewnie kino Zdrowie bardzo miło, bo to tam chodziło się na randki, a z tych randek zrodziło się niejedno tutejsze małżeństwo!

Do kiedy Pan tam pracował?

Do stanu wojennego, bo wtedy zamknięto w Polsce kina. A potem już choroskiej placówki nigdy nie otworzono. Pracowałem więc w kinie Zdrowie od początku jego istnienia do samego końca.

Kilka tygodni temu białostoczanin Kamil Śleszyński zrealizował  krótkometrażowy film o Panu, zatytułowany „Ostatnie takie kino”.  Jak to było stanąć przed kamerą jako aktor?

Nie czułem tremy, bo poszliśmy nagrywać do pomieszczenia, gdzie było kino Zdrowie, i od razu wszystko mi się przypomniało! Wziąłem ze sobą projektor i Polską Kronikę Filmową z 1988 roku i udało mi się wszystko uruchomić. Myślę, że fajnie to wyszło.

I na koniec proszę powiedzieć: warto chodzić do kina?

Warto. Kino dużo uczy i kino bardzo wychowuje, zwłaszcza młodzież. Pamiętam, że nieraz wpadały do nas dzieciaki i prosiły: „Panie Zdzisławie, nie mamy pieniędzy, ale puści pan nam film, puści pan, panie Zdzisławie!!!”…

I puszczał Pan?

No oczywiście, że puszczałem!


Film Kamila Śleszyńskiego o panu Zdzisławie i kinie zdrowie można obejrzeć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=_kYarZQ2nHQ&t